Przyglądając się uważnie kolejnym wydawnictwom z czeskiego HORUS CyclicDaemon nie mogę wyjść z podziwu. Nie dość, że dobierają ciekawych i pomysłowych artystów, to na dodatek opakowanie każdego krążka jest tworzone z równie wielkim pietyzmem. Dlaczego zaczynam od tego stwierdzenia? Okładka (choć to zbyt słabe określenie) Lust From the Underworld to dzieło sztuki samo w sobie: kilkudziesięciostronicowa (!!!) książka formatu A5 z aktami damsko-męskimi w wykonaniu różnych fotografików. Doskonale ilustruje temat tego kompilacyjnego wydawnictwa: miłość i Eros w mitologii, symbolizmie i dziełach pisarzy spod znaku fin de siecle.
Przedstawić każdy z tych dwudziestu trzech niepublikowanych nigdzie indziej utworów to zadanie iście syzyfowe. Zamiast dokładnej analizy powiem tylko, że na płycie sa kompozycje oscylujące wokół dark ambientu (4th Sign of the Apocalypse, Abnocto, Maor Appelbaum, Musterion, Mondblut, Za Frûmi), heavenly voices (Jack or Jive), folku w różnych wydaniach (Unto Ashes, Romowe Rikoito, Chaos As Shelter, Sieben), dark wave (Detritus, The Mystery School, Hexentanz, While Angels Watch, Ossaserpia), gotyku (Delusional Day), rytmicznego post-industrialu (Empusae, Hybryds) i industrialnego dubu (Cotton Ferox). Najbardziej znani tutaj to oczywiście The Legendary Pink Dots, obok których znależć można także The Circus of the Scars, który brzmi niemal identycznie jak … The Legendary Pink Dots. Na płycie pojawia się także nasz One Inch of Shadow (obecnie Brasil and the Gallowbrothers Band) z psychodelicznie bujającym I Met Jane at the River. Nasz akcent wśród wielu znanych nazw.
Mało tu słabych momentów. Znajdą się takie może ze dwa. Co najważniejsze, płyt znakomicie się słucha w całości pomimo sporego rozrzutu stylistycznego. To wielki sukces w przypadku tzw. tribute albums, które są z reguły zlepkiem zupełnie niepasujących do siebie nagrań. Coś dla ucha i coś dla oka.
P.S. 4,5 gwiazdki jak na składak to chyba bardzo dużo.
[orwell]